Wersja przed 2007-10-31, 05:12:05
Jechałem w marcu bez legitymacji studenckiej. Kanar sprawdził i spisał, odwołanie do MPK nie pomogło, dostałem nakaz zapłaty, będę wnosił sprzeciw. Zdarza się.
Wersja po 2007-10-31, 05:12:05
Parę miesięcy temu, za rządów braci Kaczyńskich, jadąc na jak najbardziej ważnym bilecie, zostałem zatrzymany i bezpodstawnie obszukany przez bliżej nieokreślonego osobnika, legitymującego się identyfikatorem MPK. Pomimo mojego tłumaczenia, że przecież bilet mam i właśnie wracam z zajęć, zostałem spisany. Potem była wymiana pism między mną a MPK, w końcu sprawa wylądowała w sądzie.
Ponieważ reżim braci Kaczyńskich zapamiętuje swoich najzagorzalszych przeciwników (a raz napisałem, że Kaczor nie jest jabłkiem! Do tego parę razy nie podchodziłem do ministra Ziobry - tudzież jego osobistego doradcy Jacka Czabańskiego - z należytą atencją), na koniec swojej kadencji postanowił zadać morderczy cios.
Gwałcąc podstawowe prawa człowieka, w tym prawo do procesu, na rozprawie bez mojego udziału skazano mnie na karę pieniężną*. Do tego nieludzki sąd oznajmił w wysłanym przez siebie piśmie, że mam TYLKO dwa tygodnie na odwołanie** się od tego skrajnie niesprawiedliwego wyroku. A przecież każdy wie, że w dwa tygodnie nie da się napisać niczego, co we właściwy sposób oddawałoby dramatyzm sytuacji, w której się znalazłem. Co więcej: kaczystowski, zbrodniczy sąd - opanowany przez zauszników Ziobry - w swoim piśmie dał mi jasno do zrozumienia, że wszystkie dowody muszę złożyć już w momencie wniesienia odwołania***. Inaczej nie będą uznane. A co, jeśli za tydzień znajdę zagubiony bilet, świadczący, że jestem stałym klientem już od 1993, hę?
Nie wspominając już o formularzu. Jakby nie wystarczyło na samoprzylepnej karteczce.
Męczy mnie tylko jedna rzecz: może to wcale nie PiS, a PO? Ostatecznie, macki Tuska sięgają daleko, a ja mogłem im podpaść Gajuszem Donaldem...
* tak, wiem.
** tak, to też wiem
*** tak, wiem. Już pisałem. Ale "odwołanie" brzmi bardziej dramatycznie niż "sprzeciw".