Otis Tarda Otis Tarda
411
BLOG

Konserwatyści z Barad Dur

Otis Tarda Otis Tarda Polityka Obserwuj notkę 8

U nas, w Hobbitonie, fajnie jest. Wszyscy żyją w pokoju, społeczeństwo rodzinne, małe wspólnoty, porządek, a w ramach tego porządku wolność. Jasne, wiadomo, niektórym się średnio może podobać – ot, taka Róża Underhill ostatnio oświadczyła na obiedzie rodzinnym, że chce się żenić ze Stokrotką Brandybuck. Niezły skandal się zrobił, Dziadunio Merimak powiedział, że wydziedziczy Różę, jeśli będzie się zadawać z Brandybuckami, ciotka Azalia zarumieniła się cała, a reszta rodziny dyskretnie spuściła oczy. A gdy dziewczyny poszły do burmistrza i oświadczyły, że chcą brać ślub, ten, po spojrzeniu w Księgę Praw powiedział, że czegoś takiego nie było i nie będzie. Koniec dyskusji, moje panny, poszukajcie sobie mężów, powiedział.

Albo kiedy stary Longo Tuk ubzdurał sobie, że ziele fajkowe szkodzi. Mało, że u siebie w norce zabronił, gorzej, że łaził po głównym placu, wrzeszczał, że należy zakazać, że w gospodach palić nie należy, takie tam bzdury. No i na najbliższym Zgromadzeniu postawił wniosek. Skończyło się to tym, że nikt go teraz na urodziny nie zaprasza. Skoro mu ziele fajkowe szkodzi, to go siłą ciągnąć nie będziemy nigdzie. Tyle, nawet najgorszego mathoma nie dostanie. Nic, może pójdzie po rozum do głowy i nie będzie porządnym hobbitom rozrywek odbierał, to się go zacznie zapraszać.

Albo ten, Hobson Sandyman. Ponoć z karawaną był w Isengardzie i tam mu głupie pomysły do głowy strzeliły. Patrzcie, powiada, postęp wam przynoszę. Koniec z wiatrakami, mam coś lepszego, powiada. Miesiąc stukał, pukał, budował i młyn postawił – ale jaki! Śmierdzi i hałasuje jak jakiś olifant, wodę zatruwa, spać nie daje, wapory kominem wypuszcza. Mówiliśmy, prosiliśmy, perswadowaliśmy – i nic. Patrzcie jak miele! – powiada – Tyle co dziesięć wiatraków!. My na to, że truje i śmierdzi, a on w kółko, tylko postęp i postęp i technologia. No i zobaczył, co ta technologia warta, gdy mu piasek tryby zatarł. Całe to cholerstwo w trymiga się rozpadło, a Hobson z żalu teraz nic, tylko pije. Sam, bo nikt z nim nie chce.

Ale, na dobrą sprawę, jak zachowujesz się po hobbicku, tradycję szanujesz, do cudzej norki nie zaglądasz, to życie nie jest złe. I kompania się znajdzie, i na pomoc innych liczyć można. Ostatnio, kiedy woda zalała norę Gorbadoga Bunce, to wszyscyśmy mu pomogli. A gdy jeszcze potrafisz wymienić, jak na hobbista przystało, wszystkich swoich przodków do dziesiątego pokolenia, to w każdej Marchii znajdziesz kuzyna. I zawsze ktoś pomoże, czy to żywopłot przystrzyc, czy to zagubione krowy znaleźć, czy to paskudne stwory z lasu wyłażące odpędzić. Wiadomo, nie ma to jak wspólnota, czy to do pogwarzenia przy kominku, czy do rozwiązywania problemów.

Bylebyś żył jak należy, Illuvatara czcił i od innych nie odstawał. A wtedy wszystko będzie na swoim miejscu, nie tak jak u Dużych Ludzi. Tam, to dopiero mają problemy!

* * *

 

Nigdy nie byłem jakoś specjalnie związany z konserwatyzmem, tym co mnie jednak szczególnie w nim pociągało, była wizja takiego właśnie małego raju na ziemi. Ot, masz swój ogródek, rodzinę, krąg znajomych, żyjesz jak należy, robisz swoje i jesteś szczęśliwy. Pewnie ma to swoje wady, zwłaszcza jeśli z jakiejś przyczyny odstajesz, ale nie jest to takie złe. Zawsze też wydawało mi się, że obrazek taki jest bardzo „konserwatywny”: liberalizm obiecuje wolność i rozwój za cenę wykorzenienia, niepewności i rozbicia struktur społecznych, socjalizm obiecuje raj i równość, a komunizm najchętniej wszystko to ogrodził drutem kolczastym, ponumerował obywateli i zapędził do bezsensownej roboty.

Rzecz jasna, nie mam specjalnych złudzeń, że taka sielanka jest możliwa zawsze i wszędzie. Wiadomo, zawsze znajdą się jacyś źli ludzie, którzy będą chcieli ją zniszczyć – i należy ich przed tym powstrzymać. Również metodami zgoła niesielankowymi; jest to pewna cena, którą należy zapłacić. I, w zasadzie, wszystko jest OK., póki cena nie jest za wysoka, a paskudne metody są tylko środkiem, nie zaś celem. I żyłbym sobie w błogiej nieświadomości, wierząc, że tak najkrócej da się streścić konserwatyzm – ale trafiłem na tekst Adama Danka, który uświadomił mi coś ważnego. Otóż, obok „konserwatyzmu Shire’u” istnieje również „konserwatyzm Mordoru”.

 

Cóż bowiem podoba się p. Dankowi w „konserwatyzmie” na modłę irańską (pominę już rozważanie, czy w Iranie naprawdę jest tak, jak Adam Danek opisuje)? Po pierwsze, jest niedemokratyczny. Po drugie – w pełni suwerenny: nie interesują go żadne sojusze i układy, ma silną armię i zamierza zdobyć broń atomową. Po trzecie, last but not least, odstępstwa od normy – szkodliwe, ale niewątpliwie pokojowe - mają się spotkać z sankcją spoleczną nie w formie wykluczenia/izolacji, a z brutalną przemocą fizyczną („rozniesienie na kopach”). No, może religia jest niefajna, ale jakby ją zmienić…

Nic, ale to nic o pozytywnych aspektach konserwatyzmu. Ani o obywatelskości, ani o wspólnotowości, ani o pozytywnej tradycji, ani o porządku – nic, tylko siła, przemoc, kontrola. Mogę sobie wyobrazić podobny pean na cześć Mordoru: też jest niedemokratyczny, suwerenny, nie zabiegający o sojusze, dobrze uzbrojony – i też zabiega o Broń Ostatecznej Zagłady. W sumie słusznie, bo ten cholerny staruch od fajerwerków groził mu w ostatnim czasie. Do tego, by rozwinąć twórczo myśl Adama Danka, znalazłoby się pewnie wiecej miłych rzeczy: administracja jest wojskowa, prawa proste, surowe i wdrażane bez sądów i innych takich lewackich wynalazków, praw orka… tfu! człowieka nie ma, nie mówiąc już o tym, że mieszkańcy Mordoru roznieśliby na kopach manifestację elfów-ekologistów.

 

Iran Mordorem nie jest. Tak jak Mordorem nie była Hiszpania Franco czy Chile Pinocheta. „Mordorowy” jest natomiast odbiór tych krajów przez co niektórych ich piewców. Mało to razy czytałem, że „Franco z Pinochetem byli dobrzy bo strzelali do komunistów”? Owszem. Strzelali. Owszem, zapewne słusznie – ale czy to naprawdę powinien być powód do bezgranicznej dumy i całkowitego poparcia, czy może raczej powinno być uznane za coś koniecznego, ale niekoniecznie dobrego? Zwłaszcza, że w tychże tekstach bardzo rzadko, jeśli w ogóle mogę przeczytać o życiu codziennym ludzi. Ot, co najwyżej napomni się, że Kościół Katolicki miał wówczas wpływ dominujący i tyle, ale katolicyzm, choć mocno z konserwatyzmem związany, jego esencją nie jest.

 

I to właśnie nazwałbym „konserwatyzmem Mordoru”. Pod przykryciem „Realpolitik”, świadomości istnienia ludzkich ułomności, schittowskiego podziału swój-wróg, zdrowego cynizmu, czy walki z lewactwem, tworzy się wizję konserwatyzmu, skupionego na środkach, nie na celach, zupełnie pomijając to, co w tradycyjnych społeczeństwach najfajniejsze, do tego połączony z niezdrową fascynacją przemocą. Ot, taka kontrrewolucja dla samej kontrrewolucji, robiona nie po to, by można siąść z rodziną i przyjaciółmi na własnym kawałku ziemi i w spokoju pozachwycać się rosnącymi drzewami – ale po to by tropić lewaka, dla samego tropienia. Jako że ten człowiekiem nie jest, i kiedy mu się pozwoli, zaraz zacznie niszczyć i podgryzać. Kwestia, czy zajęty tropieniem konserwatysta będzie miał czas na posadzenie sadu i założenie rodziny, jest, zdaje się wtórna.

Pozostaje też praktyczne pytanie: czy „konserwatyzm Mordoru” może być atrakcyjny dla mas? Moim zdaniem – niekoniecznie. Zapewne, fajnie jest mieć w domu pistolet. Zapewne, od czasu do czasu go użyć należy. Rodziny też bronić trzeba i na swój grunt wrogom nie należy pozwalać. Ale, czy naprawdę marzeniem zwykłego człowieka jest czujność, inwigilacja i przemoc wobec drugiego?

Może i tak. Ale mam wrażenie, że za tym wszystkim, muszą stać normalne, hobbickie cele i wartości. Te, które zwykli konserwatywni ludzie popierają, przynajmniej werbalnie, w sondażach.

Otis Tarda
O mnie Otis Tarda

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka